Czy wszystkie rzeki powinny być udostępnione kajakarzom?

Refleksja z odwiedzin rzeki Czarnej Staszowskiej w okolicach Połańca w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Dobrze zorganizowana turystyka kajakowa nie powinna szkodzić rzekom w najmniejszym stopniu.

Dużo zależy od kultury i poczucia wartości spływających.

Problem zaczyna się gdy albo kajakarze są mało kulturalni, albo do tematu podchodzi się nadgorliwie organizując niepotrzebną infrastrukturę.

Spływałem nie raz kajakiem i do udanego spływu nie było potrzebne nic ponad brzeg rzeki od czasu do czasu na tyle łagodny, żeby dało się wyciągnąć kajaki na brzeg.

Często przy rzekach nie ma specjalnej infrastruktury.

Na Czarnej Staszowskiej podejście, polegające na tworzeniu specjalnych miejsc biwakowych o atrakcyjnym wyglądzie minęło się z celem.

Ruch wodny na tej rzece jest niewielki, natomiast miejsca postojowe są chętnie wykorzystywane przez miejscową młodzież mającą wygodne miejsce do popijawy w miarę daleko od osiedli, ale bez zniechęcającego gąszczu krzaków.

Tak wygląda miejsce lądowania kajaków w Połańcu w pobliżu ul. Mieleckiej.

IMG_0723
Plastikowe butelki i puszki w miejscu lądowania kajaków w Połańcu przy ul. Mieleckiej. Uroku dodaje fakt, że przystań jest w miejscu gdzie niedawno rzekę uregulowano i obłożono kamiennymi opaskami, ponadto, urocze są betonowe zjazdy, jakby wodowane miały być w tym miejscu co najmniej jachty.
IMG_0724
Postawione z dobrymi intencjami tablice informacyjne dostarczają lokalnym użytkownikom rozrywki, ale raczej nie wiedzy.
IMG_0148
W rudnikach łatwo o przepełnienie koszy. W weekend trudno o bieżące sprzątanie.

5 Comments

  1. Darek says:

    Z wpisu wynika, że to raczej nie kajakarze, ale miejscowi syfią na miejscach biwakowo-postojowych, ale tytuł wpisu sugeruje co innego?
    Potwierdzam, miejscowi tak właśnie traktują infrastrukturę turystyczną, kajakarze też, ale raczej na spływach-spędach na łatwych rzekach typu Krutynia.
    Zakaz spływania kajakami niczego nie rozwiąże, bo syfić można doskonale od brzegu: wędkarze, quadowcy, rodzinki na pikniku.
    Za to utrudni turystykę wodną i odbierze jej miłośnikom motywację do ochrony i sprzątania rzek. Kajakarze organizują – chyba jako jedyni, obok płetwonurków – wiele akcji sprzątania rzek.
    Reasumując – śmiecą nie tyle wodniacy, kajakarze, kanadyjkarze, ale przypadkowa hołota, którą trafiła do kajaków w ramach jakiejś zorganizowanej imprezy rekreacyjnej.
    Widziałem to na wodzie wiele razy, łącznie z piciem wódki z gwinta, i właśnie takie imprezy należy objąć specjalnym nadzorem, co skutkować powinno np. karami finansowymi, a nawet odbieraniem koncesji organizatorom po udowodnieniu podobnych wykroczeń.
    Co jest bardzo łatwe, kamery są tanie i dostępne, wystarczą odpowiednie przepisy.

    Like

  2. maciejbonk says:

    Tak tytuł jest nieco na wyrost. Ale chodzi właśnie o zwrócenie uwagi na złe efekty dobrych chęci polegające na niekorzystnych interakcjach rozwoju rekreacji z lokalnymi zwyczajami. Oczywiście, nie mam na celu krytyki kajakarstwa w ogóle. Co nie znaczy, że każda rzeka powinna być w ten sposób użytkowana.

    Like

    1. Darek says:

      Jasne, w dzisiejszych czasach tytuł musi prowokować 🙂
      Sam na to zjawisko “niekorzystnych interakcji” zwróciłem uwagę, już dawno na Łynie – gdzie z europrojektu pobudowano takie stanice – a ostatnio na Biebrzy. Dlatego fanem takich inwestycji nie jestem, bo tę kasę można było lepiej dla przyrody i wodniaków zainwestować.
      A co do kajakarstwa, to chyba więcej z niego korzyści niż strat dla rzek, bo większości społeczeństwa w ogóle nie obchodzi co się dzieje z rzekami, a wodniaków jednak trochę tak.
      Oni pierwsi zwykle zauważają, że coś złego się dzieje, alarmują, lobbują, zbierają śmieci itp.
      Jest też oczywiście jakiś odsetek kajakarzy wandali i śmieciarzy, ale jak sądzę, to przeważnie przypadkowi uczestnicy masowych spływów.
      U pasjonatów nigdy czegoś takiego nie zauważyłem – wręcz przeciwnie.
      Oczywiście rzeki rezerwatowe, jakieś odcinki powinny być, ale ogólne odgradzanie przyrody od człowieka skończy się tym, że coraz mniej ludzi będzie miało okazję uwrażliwić się na jej piękno.
      Zrobienie z rzek muzeów, to pierwszy krok do ich zagłady.

      Like

  3. Darek says:

    Biznes kajakowy na Roztoczu kwitnie. Każdy dzień wolny od pracy i nie tylko rozpoczyna się sznurem kajaków i kończy się dopiero wieczorem. Firm kajakowych w samym Zwierzyńcu jest ok. 20 posiadających od kilkudziesięciu kajaków do nawet dwustu. Pseudo-kajakarze nie są do końca problemem oprócz góry śmieci więcej nie szkodzą. Problemem na Roztoczu są właściciele firm wyporządzających kajaki. To co zrobili z rzeką Wieprz jest po prostu tragedią, dzika infrastruktura: mola, pomosty nie wystarczyły. W ciągu kilku ostatnich lat zniknęły wszystkie powalone lub nawet pochylone nad rzeką drzewa. Wszystkie korzenie drzew, kłody w nurcie a nawet patyki zniknęły. Zrobiła się po prostu wodna pustynia sam piasek. Rzeka tak się wypłyciła, że przy nizówkach w ostatnich latach były problemy z przepłynięciem niektórych odcinków po prostu kajaki zatrzymywały się na piasku. Nie wspomnę o roślinności wodnej.
    Biznes jest na tyle intratny, że dochodziło nawet do bójek i przepychanek pomiędzy firmami.

    Like

    1. maciejbonk says:

      Niestety, przesada chyba nigdzie nie jest dobra. Sam sznur kajakarzy to już zaprzeczenie idei tego rodzaju rekreacji, gdzie rzeka pozwala się odciąć od wszystkiego co zasłania skarpa brzegu lub szuwar. Ingerencja w rzekę powinna być ograniczana. Drzewa, które stanowią przeszkodę nie powinny być wyciągane z wody. Można je ustawić inaczej, wyciąć fragment itp. I tak moim zdaniem nie powinno się tego robić na wszystkich drzewach. Zresztą spływ bez przenioski to jak chwalenie się, że było się w Tatrach podczas spaceru Krupówkami 🙂 Ale niestety tacy “turyści” mają wpływ na rynek, a rynek na przyrodę…

      Like

Leave a Comment